Podwyżki dla budżetówki: fakty i mity (część 4)

Przed Wami czwarta odsłona cyklu wpisów w ramach kampanii pt. „Podwyżki dla budżetówki: fakty i mity”. Tym razem skoncentruję się na twardych danych i założeniach makroekonomicznych, zawartych w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa Polskiego na lata 2023-2027. Dlaczego warto przyjrzeć się ostatnim pięciu latom i prognozowanym wzrostom? 

Zacznę od pewnej ciekawostki. Rząd w swoich założeniach makroekonomicznych przedstawia symulacje dotyczące tempa wzrostu cen (inflacji), wzrostu gospodarczego (PKB), wzrostu przeciętnych płac w gospodarce narodowej i nie tylko. Założenia nie obejmują prognozowanego wzrostu minimalnego wynagrodzenia oraz średniorocznego wskaźnika wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej. Czyli – analitycy ministerstwa finansów są zdolni przewidzieć o ile może (średnio) wzrosnąć cena koszyka zakupowego, jak będą kształtować się płace w gospodarce narodowej czy też, w jakim tempie ta gospodarka będzie rosła. Jednocześnie państwo polskie nie jest zdolne do tego, aby zaplanować wzrost płac w swojej „własnej firmie”. Jaka jest tego przyczyna? 

Wyrok na kartce papieru

Można jedynie przypuszczać o co tak naprawdę chodzi. Zwróćmy uwagę na czas, w którym trwają pracę nad założeniami do budżetu państwa. Dzieje się to na przełomie czerwca i lipca. To właśnie wtedy strona rządowa jest zobligowana do prezentacji założeń makroekonomicznych oraz propozycji wzrostu płac w budżetówce. Czerwiec, lipiec i sierpień to jest zazwyczaj moment pewnego rozprężenia. Koniec roku szkolnego, plany urlopowe, sezon ogórkowy. To jest najlepszy czas na to, ażeby przepchnąć kolanem propozycje płacowe budzące skrajne emocje. Ostatecznie we wrześniu strona rządowa publikuje docelowy projekt ustawy budżetowej, co stanowi sygnał, że czas na zmiany w zakresie przerzucania miliardów złotych na płace się kończy. 

Zupełnie inna, bardziej uczciwa sytuacja miałaby miejsce w momencie, w którym, w ramach długofalowych założeń strona społeczna otrzymywałyby poszerzoną informację o planowanych wzrostach średniorocznego wskaźnika wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej, np. w perspektywie trzech, a może nawet czterech kolejnych lat. Warto w tym miejscu pamiętać, że jeśli ktoś zdecydował się na pracę w państwowej sferze budżetowej to nie po to, aby miejsce zatrudnienia zmienić po dwóch latach. Pracownicy sądów, prokuratury, nauczyciele, pracownicy służby cywilnej – oni wybrali służbę państwu polskiemu. Pracodawcy i pracownicy sektora prywatnego, widząc założenia dotyczące wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej, znając swoje kompetencje, branżę w której są zatrudnieni, mogą się do tych danych odnieść. Pracownicy budżetówki tej szansy nie mają. Każdego roku, w czerwcu dziesiątki tysięcy ludzi czeka w napięciu na kartkę papieru, na której Ministerstwo Finansów jednostronnie decyduje o ich ekonomicznej przyszłości. To jest, szczególnie w tym roku, spektakularnie uwłaczające. 

Gdyby wynagrodzenia w budżetówce były planowane w sposób strategiczny, wieloletni, to nawet niewielkie wzrosty wykraczające powyżej tempa wzrostu inflacji, w skumulowanym tempie dałyby pozytywny rezultat. Taki scenariusz podwyżkowy, oczywiście w ujęciu makroekonomicznym, miał miejsce w sektorze prywatnym. Od 2020 roku rozpoczęła się kanonada inflacyjna. Rozpoczęła się wielka, narodowa presja płacowa, której sprzyjał wysoki popyt na zatrudnienie przy niedoborach podażowych. Wydaje się, że sektor prywatny, w ujęciu ogólnym, o wiele lepiej agregował nastroje na rynku pracy i w sposób bardziej efektywny zarządzał tempem podwyżek płac. Świadczą o tym liczby. 

W 2020 roku przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wyniosło 5167,47 złotych. W przyszłym roku MF prognozuje, że wyniesie 8 579 złotych. Nominalnie (bez ujęcia inflacji) to wzrost aż o 54%! Skumulowane tempo wzrostu inflacji w latach 2020 – 2025 wyniesie 47%. To oznacza, że przeciętne wynagrodzenie do końca 2025 roku realnie wzrośnie o 17%. Stanie się tak oczywiście pod warunkiem, że rządowe założenie dotyczące inflacji również znajdą pokrycie w rzeczywistości i będzie ona wynosić średnio 4,1%. 

A teraz przyjrzyjmy się podwyżkom w państwowej sferze budżetowej. W 2020 roku wskaźnik wynagrodzeń dla państwowej sfery budżetowej wyniósł 106%. Przez kolejne dwa lata (w momencie inflacyjnej eksplozji) wskaźnik nie drgnął o milimetr. Dopiero w 2023 roku wyniósł 7,8%. W roku obecnym, fundusz płac (nie wskaźnik) został podwyższony o 20% dla psb oraz 30% (średnio) dla nauczycieli, z wyłączeniem pracowników samorządowych. Tymczasem warto wspomnieć, iż nikt nie „zarobił” więcej na inflacji niż skarb państwa. W 2022 roku nawet Ministerstwo Finansów przyznało, że każdy kolejny, dodatkowy wzrost inflacji o punkt procentowy to 4,7 miliarda złotych więcej w budżecie. Owszem, kiedy rząd notował wzrostu wpływu z tytułu „podatku inflacyjnego”, ten sam rząd mroził płace swoim pracownikom. 


Nauczyciele tracą ważny przywilej? Wittkowicz: Ministerstwo Edukacji Narodowej stwierdziło, że mają zakaz procedowania zmian nowelizacyjnych w trybie projektów poselskich


Budżetówka, płaca minimalna, założenia do budżetu państwa, emerytury i reny oraz przyszłość PKP Cargo. Za nami długo wyczekiwane, lipcowe posiedzenie Plenarne Rady Dialogu Społecznego. Minister Domański składa ważną obietnicę!

Członkowie Rady Dialogu Społecznego z ramienia FZZ aktywnie brali udział w debatach, które były przedmiotem sesji plenarnej. Dyskusje toczyły się wokół założeń do projektu budżetu państwa na 2025 rok, propozycji średniorocznego wskaźnika wzrostu płac w państwowej sferze budżetowej, wysokości minimalnego wynagrodzenia oraz propozycji przyszłorocznej waloryzacji emerytur i rent. Na wniosek FZZ, w ramach spraw różnych, przedstawiciele strony pracowników oraz Ministerstwa Infrastruktury dokonali wymiany perspektyw w zakresie sytuacji w PKP Cargo. 

Przewodnicząca FZZ, Pani Dorota Gardias przedstawiła stanowisko FZZ ws. założeń do budżetu państwa, propozycji średniorocznego wskaźnika wzrostu płac w państwowej sferze budżetowej i wysokości minimalnego wynagrodzenia, powołując się tym samym na stanowisko strony pracowniczej RDS, tj. FZZ, NSZZ „Solidarność” i OPZZ. Wiceprzewodnicząca RDS w swoim wystąpieniach podkreślała niepokój związany z ryzykiem, iż zaproponowane przez rząd wielkości makroekonomiczne, w związku ze zmieniającą się sytuacją (odmrożenie cen energii, wojna na Ukrainie, brak długofalowego planu reform) mogą być w efekcie bardziej niekorzystne z punktu widzenia pracownic i pracowników. Dorota Gardias zwracała uwagę na wejście Polski w procedurę nadmiernego deficytu, ryzyko zapaści budżetu na ochronę zdrowia i brak wizji w zakresie rewizji prawa podatkowego i systemu emerytalnego.

Szczególną uwagę Gardias poświęciła rządowej propozycji wzrostu płac w tzw. budżetówce, odnosząc się do niej skrajnie negatywnie. – Te 4,1% to jest kurs na całkowitą katastrofę kadrową. W sądach, prokuraturze, w służbie cywilnej. I nie tylko. Wszystkie argumenty dotyczące tego dlaczego należy podnosić wynagrodzenia w państwowej sferze budżetowej, dlaczego warto podjąć się refleksji na temat zmian w systemie wynagradzania, na temat zagrożeń związanych z kumulowaniem kolejnych zaniechań i pewnego rodzaju krzywdą bo pamiętajmy, że rozmawiamy o pracy ludzi – wykształconych, chcących służyć państwu polskiemu, a zarazem porzuconych i wykluczonych ekonomicznie. – mówiła. 

W kontekście propozycji minimalnego wynagrodzenia FZZ zajęło stanowisko zgodne z pierwotnym, wspólnym głosem trzech central, choć Dorota Gardias zwróciła się do pracodawców ze zrozumieniem części argumentów dotyczących barier, które wywołuje wysokie tempo wzrostu minimalnego wynagrodzenia. Nie zmienia to jednak faktu, iż wysoki wzrost ma charakter społeczny i godnościowy, a propozycja rządu może być akceptowalna, ale tylko ze względu na skumulowany, wysoki wzrost w ciągu ostatnich 4 lat. Przewodnicząca FZZ, w punkcie dotyczącym debaty o wysokości minimalnego wynagrodzenia zwróciła się do strony rządowej jako pracodawcy wskazując nierównowagę pomiędzy decyzją o wykraczającym ponad prognozowane tempo wzrostu inflacji wzroście minimalnego wynagrodzenia a propozycją wzrostu płac w budżetówce wyłącznie w oparciu o mechanizm utrzymania siły nabywczej tychże wynagrodzeń (pod warunkiem, że symulacja dotycząca wysokości inflacji okaże się precyzyjna). 

W odpowiedzi na głos partnerów społecznych zabrał glos Minister Finansów, Pan Andrzej Domański deklarując, że pod wpływem argumentów stron dokona rewizji wysokości wskaźnika poprzez jego zwiększenie. Szczegółów brak!

Podczas debaty o przyszłorocznej waloryzacji emerytur i rent głos z ramienia FZZ zabrał Pan Krzysztof Kisielewski (Przewodniczący OZZZPRC), który wskazywał na potrzebę zmiany podejścia do dialogu po stronie pracodawców i potrzebę poszukiwania wspólnego stanowiska w przyszłych debatach na ten temat. 

Z kolei Pan Jan Przywoźny (Federacja Związków Zawodowych Kolejarzy) rozpoczął burzliwą debatę na temat sytuacji w PKP Cargo wskazując na potrzebę urealnienia procesów dialogu społecznego, dramatyczny z pracowniczego punktu widzenia scenariusz rozwoju kryzysu w spółce, a także przebieg dotychczasowych rozmów z zarządem spółki. Przewodnicząca RDS, Ministra Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej, Pani Agnieszka Dziemianowicz – Bąk zapowiedziała zwrócenie się do Ministra Infrastruktury, Pana Dariusza Klimczaka z interwencją w zakresie potrzeby pilnego przystąpienia do zaawansowanych rozmów oraz powtórną debatę przy stole Rady Dialogu Społecznej, podczas wrześniowej sesji plenarnej. 

Tu znajdziesz stanowisko trzech reprezentatywnych central ws. Założeń do budżetu państwa na 2025 rok.


Stanowisko FZZ, NSZZ „S” i OPZZ ws. Założeń do budżetu państwa polskiego na 2025 rok


Krystyna Ptok: za chwilę będziemy mieć regres pielęgniarstwa


Dariusz Trzcionka: nasze górnictwo opiera się głównie o węgiel energetyczny, dedykowany dla energetyki zawodowej. Ten węgiel dla sektora komunalno-bytowego jest jednak istotnym elementem na liście przychodów spółek węglowych


Podwyżki dla budżetówki: fakty i mity (część 3)

Tarcza Wschód” jest ważnym, potrzebnym projektem obrony strategicznej naszej wschodniej granicy. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Koszt „Tarczy Wschód” ma wynieść 10 miliardów złotych. To spora kwota, ale na bezpieczeństwie nie można oszczędzać. Czyżby?

„Tarcza Wschód” to projekt rozwoju szeroko pojętej infrastruktury. W debacie publicznej na temat obronności przewija się wątek uposażenia i warunków służby – funkcjonariuszy Policji, Straży Granicznej i żołnierzy. Zbyt często zapominamy o pracownikach cywilnych, którzy stanowią integralny element naszej …infrastruktury bezpieczeństwa. W tym miejscu odsyłam Was do strony NSZZ Pracowników Policji na Facebooku. To jedna z naszych organizacji członkowskich. Znajdziecie tam ponad 40 wpisów,  w ramach kampanii informacyjnej związku pt. „Każdy inny – wszyscy niezbędni”. Obserwowanie tej kampanii jest wspaniałym źródłem wiedzy o tym jak wielkie, ważne i potrzebne zaplecze stanowią pracownicy cywilni. 

Z kolei, zgodnie z przesłanym przez inną naszą organizację (Związek Zawodowy Pracowników Policji) informacjami, sytuacja płacowa wygląda tak – „niedoszacowanie środków na wzrost wynagrodzeń pracowników Policji w latach 2016-2024 w połączeniu z olbrzymim wzrostem płacy minimalnej doprowadziło do sytuacji, że corocznie zwiększa się liczba pracowników Policji, którym od 1 stycznia należy wyrównać wynagrodzenie do poziomu płacy minimalnej. Doprowadzono więc do sytuacji, w której z dniem 1 stycznia 2024 r. ponad 18 000 pracowników Policji posiadało podstawę wynagrodzenia mniejszą niż ogłoszona we wrześniu 2023 r. wysokość wynagrodzenia minimalnego tj. 4242 zł. W tej grupie to prawie 11 340 pracowników nieobjętych mnożnikowym systemem wynagradzania (92% ogółu tych pracowników Policji) oraz 6700 pracowników służby cywilnej (58% ogółu tych pracowników Policji)”. Reasumując, 75% pracowników cywilnych Policji zarabia na poziomie płacy minimalnym. Analogiczna sytuacja dotyczy pracowników cywilnych pozostałych formacji. 

„Tarcza Wschód”. A co z „Tarczą Zachód”?

Nie jestem specjalistką od bezpieczeństwa, ale pozostaję w głębokim przekonaniu, że za każdym wielkim projektem infrastrukturalnym, a w szczególności odnoszącym się do kwestii naszych zdolności obronnych, stoi potrzeba rozwoju kompetencyjnego, wprowadzenia nowych obowiązków i dodatkowej odpowiedzialności. Ten ciężar spadnie na barki ludzi, którzy zarabiają minimalne wynagrodzenie i według strony rządowej, nadal mają zarabiać minimum. 

Dlatego, trochę na przekór, napisałam o „Tarczy Zachód”. Dlatego, że jeśli chcemy bronić wschodniej granicy w sposób skuteczny to warto, abyśmy robili to w oparciu o zachodnie standardy zatrudnienia. 

Wpis powstał w ramach cyklu pt. „Podwyżki dla budżetówki: fakty i mity”.


Podwyżki dla budżetówki: fakty i mity (część 2)

Kilkanaście dni temu byłam gościem w audycji „Ekonomia Kapitał Gospodarka”, którą na antenie TOK FM, prowadził redaktor Pan Tomasz Setta. Dwa główne tematy rozmowy to wysokość płacy minimalnej i podwyżki dla budżetówki w 2025 roku. Ta rozmowa zainspirowała mnie do napisania drugiego odcinka cyklu pt. „Podwyżki dla budżetówki: fakty i mity”. Dlaczego?

Nici z podwyżek … bo grozi nam procedura nadmiernego deficytu.

Zacznijmy od tego czym ta procedura jest. Otóż, unijna procedura nadmiernego deficytu zostaje uruchamiana na wniosek Komisji Europejskiej w momencie, w którym w danym kraju członkowskim UE deficyt przekroczył 3 proc. PKB lub dług jest wyższy niż 60 proc. PKB.

Fortel z nadmiernym deficytem, a więc i nieposkromioną potrzebą zaciskania pasa w przyszłości zastosował wobec mnie wspomniany powyżej redaktor Setta. Zgodnie z tym fortelem, generalnie, budżetówka powinna mieć świadomość, że idą chude czasy i nie ma co liczyć na podwyżki. A kto liczy na podwyżki ten liczyć nie umie, jest nieodpowiedzialny i nie rozumie, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Nie urodziłam się wczoraj, pamiętam doskonale narodziny prekariatu, umowy o dzieło dla pań sprzątających za kilka złotych brutto za godzinę, które niosły na sobie bohaterskie brzemię walki z kryzysem oraz o status zielonej wyspy na gospodarczej mapie Europy. I choć świeciliśmy się na zielono to ostatecznie ludzie mieli dość i poszli głosować na PiS, który lekką ręką wyhodował sobie drugi budżet. I tak oto według FOR-u, w 2023 roku wydano poza budżetem 465 …miliardów złotych. 

Co łączy te dwie epoki? Ani za rządów PO – PSL, ani za rządów Zjednoczonej Prawicy nie zadbano o płace w budżetówce. Mamy więc przynajmniej 17 lat zaniechań, podczas których wydano niewyobrażalne pieniądze poza budżetem, a do 2023 roku na świadczenie 500 plus wydano 223 miliardy złotych. Nikt nie ma wątpliwości, że w szczególności, przez ostatnie 8 lat, opieszały i reaktywny tryb w jakim były podnoszone wynagrodzenia przez państwo polskie wynikało z określonej akcentacji i silnego powiązania pomiędzy alokacją środków, a korzyściami czysto politycznymi. Notabene, w żadnym z kluczowych obszarów aktywności państwa polskiego nie przeprowadzono reform o charakterze systemowym. Nie dokonano żadnego, realnego, systemowego postępu ws. systemu ochrony zdrowia, systemu emerytalnego, podatkowego (Polski Ład przejdzie zapewne do historii jako jedna z najbardziej spektakularnie nieudanych rewolucji podatkowych na świecie), polityki migracyjnej i tak dalej. Stosowano wyłącznie doraźne, cholernie kosztowne rozwiązania – takie, z których można było uczynić marketingowy spin. 

I gdy dziś czytamy, że brakuje 20 miliardów złotych z podatku VAT, że tegoroczny budżet się nie spina, instytucje europejskie szykują dla polskiego rządu szereg zaleceń dotyczących ograniczenia wydatków – kiedy dowiadujemy się o nadchodzących zmianach ws. stabilizującej reguły wydatkowej i w końcu, że z rzekomo powyższych powodów państwowa sfera budżetowa nie otrzyma w przyszłym roku realnej podwyżki to warto sobie zadać pytanie o to jakim pracodawcą jest państwo polskie? 

Proces konsolidacji finansów publicznych nie może być antypracowniczą spekulacją. W przypadku płac w budżetówce to nie tylko niesprawiedliwe, frustrujące ale przede wszystkim – absolutnie nierozsądne. Te 4,1% podwyżki to jest dopełnienie tryptyku kar, które namalowały wszystkie ekipy rządowe od 2007 roku. Najpierw, zasłaniając się kryzysem finansowym, potem przekształcając państwo w partyjny folwark a teraz, próbując wymieść pracowników budżetówki razem z resztkami po tymże folwarku. 


Podwyżki dla budżetówki: fakty i mity (część 1)

Nowy cykl. Wyzwanie znane wszystkim.

Rozpoczynam cykl wpisów pt. „Podwyżki dla budżetówki: fakty i mity”. Przygotowałam dla Was 4 – odcinkową serię krótkich blogów, w których staram się obalać mity i prezentować twarde fakty dotyczące sytuacji, która panuje wśród pracownic i pracowników zatrudnionych pośrednio lub bezpośrednio przez państwo polskie. Od momentu, w którym dowiedzieliśmy się, że Rząd RP nie zamierza wypełnić kierunkowo obietnic wyborczych ws. systemowego uregulowania, najdelikatniej rzecz ujmując, dysfunkcji płacowych w sektorze finansów publicznych, postanowiliśmy w Forum Związków Zawodowych przyjrzeć się dokładnie powtarzanym w kółko argumentom, które mają za zadanie amortyzować PR – owo skutki społeczne i de facto rozpowszechniać znieczulicę na problemy pracowników budżetówki. 

„Przecież dostaliście w tym roku 20 procent. A nauczyciele 30!”

Czy ktoś wie, o ile w 2024 roku wzrośnie minimalne wynagrodzenie? Odpowiadam – o 19%. Większość pracowników budżetówki zarabia minimalne wynagrodzenie. Tak się dzieje w sądach, prokuraturze, służbie cywilnej. Dlaczego tak się dzieje, zapytacie? Dlatego, że kiedy płaca minimalna rosła, w dość dynamicznym tempie, płace w budżetówce stały w miejscu. Przypominam, że jeszcze w 2015 roku minimalna płaca wynosiła 1750 złotych brutto. W przyszłym roku wyniesie ponad 4200 brutto. Matematyka jest w tym zakresie szczególnie bezlitosna. 

W zasadzie, dopiero od 2020 roku rząd Zjednoczonej Prawicy, incydentalnie, podnosił raz wskaźnik, a raz fundusz płac, mydląc oczy opinii publicznej. I tak oto zrodziły się dwie grupy pracowników budżetówki – marginalna grupa osób na kluczowych stanowiskach kierowniczych, której nie dogoniła inflacja, a która to grupa korzystała z dobrodziejstw podwyżek realizowanych w ciągu ostatnich lat. I druga, która powstała w wyniku połączenia pracowników pracujących na niższym i średnim szczeblu. Nakłady na wynagrodzenia były niskie i realizowane z doskoku, płaca minimalna rosła tak więc podwyżek starczało jedynie na wyrównywanie do minimalnej. Na podwyżki dla specjalistów średniego szczebla nie było pieniędzy, bo mechanizm pogoni za minimum był zadaniem priorytetowym. 

20 procent podwyżki miałoby charakter realnie uzdrawiający wynagrodzenia w budżetówce….10 lat temu. I 5 lat temu. Dwie duże, systemowe podwyżki w ciągu ostatniej dekady byłyby zbawienne i trzecia, w 2024 roku dawałaby szansę na utrzymanie szeregu cech, które państwowa sfera budżetowa jako strategicznie ważna część runku pracy powinna wykazywać. Młodzi ludzie powinni chcieć traktować budżetówkę jako poważne i interesujące miejsce, w którym będą mogli się rozwijać i godnie żyć. My, podatnicy powinniśmy mieć poczucie, że państwo polskie wypełnia swoje obowiązki należycie – zatrudnia wystarczająco dużo osób o wysokich kompetencjach, dzięki którym państwo działa sprawnie i zapewnia szeroko pojęte bezpieczeństwo i komfort współistnienia. 

Strona rządowa zdołała jedynie utrzymać stan zastany, tj. podwyższyć płace oscylujące na poziomie minimalnego wynagrodzenia w tempie wzrostu….minimalnego wynagrodzenia. 

To wszystko. 


„W budżetówce katastrofa trwa w najlepsze. Kolejny rząd chce nas do niej przyzwyczaić” – Dorota Gardias na antenie TOK FM o sytuacji w państwowej sferze budżetowej